Dziewczyny zebrały owoce pigwowca. Mamy jeden krzew. Jakoś to lubią, choć nie wiem dlaczego. Ja nie lubię. Za to lubię robić sok.
Razem siadłyśmy do krojenia owoców i wygrzebywania pestek, słuchając przy tym z audiobooka „Anię z Zielonego Wzgórza”. Przyjemne z pożytecznym. Zasłuchane w kolejnych perypetiach dziewczynki, nawet nie spostrzegłyśmy, że praca skończona. Potem zasypywanie cukrem i podjadanie go ukradkiem. Lubię te nasze wspólne robienie czegoś. Mama i córki. W dawnych czasach kobiety spotykały się na wspólnym „darciu pierza”. Praca o wiele szybciej szła przy wspólnym plotkowaniu, żartach i opowieściach.
Po kilku dniach przelałam z Najmłodszą sok do butelek i słoików. Widząc, jak podpisuję pierwszy słoik, zapragnęła zrobić to sama. Podpisała wszystkie. Ćwiczenia w pisaniu na konkrecie. Cieszy mnie to tym bardziej, gdyż wcale nie jest zbyt chętna do pisania w zeszytach ćwiczeń. Właściwie jest chętna do pisania wszędzie tylko nie tam.